środa, 3 stycznia 2018

SANTORINI…spektakularna Wyspa Cykladzka…

Na wyspę można dotrzeć w sezonie samolotem z Aten czy promem z Pireusu lub drogą wodną z Krety, a także innych wysp. Ponieważ tegoroczne wakacje spędzam w okolicy Chanii, postanawiam udać się na mityczną Atlantydę…
Miejscowe biura oraz polscy rezydenci oferują 2x w tygodniu rejsy z transferem za135 E z Rethymnonu, można także zakupić bilety na wodolot z Heraklionu w cenie ok. 80 E w obie strony + koszty przejazdu po wyspie lub tańszy prom.
Wyruszam katamaranem z portu Rethymnon w trwający ponad 3 godziny rejs. Docieramy do portu, po drodze mijamy kilka małych wysepek, a na tej największej pojawiają się małe białe domki i pojedyncze kościółki. Już na pokładzie rzuca się w oczy strome wzgórze z krętą drogą i zjeżdżające w dół autobusy. Ruch w porcie spory, jako że przybiło kilka statków z turystami. Schodzimy na ląd, sprawna organizacja i kilkaset osób z naszego katamaranu jest transportowane w górę autokarami, taksówkami lub wypożyczonymi samochodami. Niesamowite nachylenie drogi i widoki na czarne góry powulkaniczne wynurzające się z morza – to pierwsze spotkanie z wyspą. Jesteśmy na górze, emocje mijają, pojawiają się pierwsze domy. Jedziemy do Ia, więc mamy możliwość obserwowania wyspy. Miasteczka położone są na szczycie tej wulkanicznej góry, a w dole rozciągają się pola uprawne, winnice, pas lotniska, a w najwęższych miejscach z obu stron widać morze.
Za nami pozostaje najwyższy szczyt wyspy. Ponoć znajdują się tu tylko 2 źródła wody pitnej, więc woda morska jest odsalana lub do spożycia dowożona na wyspę. Spotykamy beczkowozy transportujące wodę. Często pojawiają się białe kościoły z niebieskimi kopułami i oczywiście białe domy…Znów jedziemy serpentynami w ekspozycji, aż docieramy do parkingu, a stąd pieszo do miasteczka wydrążonego w tufie wulkanicznym.
Santorini 
I pierwszy kontakt z domkami znanymi z widokówek! Moje wyobrażenia o Santorini w zderzeniu z tym co ujrzałam, to zupełnie inna rzeczywistość. Brak słów na określenie tego, co dane jest oglądać. Biało – niebieska kraina, do tego w górze błękit nieba, a w dole wody. Niewielkie białe domki, wręcz cyzelowane, z szafirowymi lub niebieskimi bramkami, okienkami,drzwiami, misternie wydrążonymi schodkami, wijącymi się uliczkami i niezliczoną ilością kościółków pokrytych błękitnymi kopułami wyglądają jakby uczepione do skał i wiszące nad urwistymi brzegami.Sterylną biel łamią akcenty żółci, zieleni, kolorowe pnącza, kwiaty w donicach, niebieskie stołki i stoliki.
Obowiązuje tu specyficzna forma zabudowy – opływowe kształty dachów oraz domy podobne do kościołów, wg przekazów, badania dowodzą, że taka zabudowa jest najekonomiczniejsza w rejonie wulkanicznym i w wyniku trzęsienia to właśnie kościoły w najmniejszym stopniu uległy zniszczeniu. Wyspa żyje z turystyki, więc znajduje się tu niezliczona ilość hoteli, sklepików, galerii, kafejek czy restauracyjek.
Jedni turyści rozsiedli się wygodnie w chłodnych kafejkach, inni zaglądają do sklepów, pozostali docierają do punktu widokowego, a szperacze….wypatrują perełek architektonicznych lub szukają obiektów do kolejnego foto.
Godziny południowe, słońce praży,cienia jak na lekarstwo…uliczki pustoszeją, ludzie szukają chłodu.Idę kolejnymi zaułkami, gdzieniegdzie napisy priv, bramki zamknięte,ale można popatrzeć…na te cudeńka lub pozazdrościć osobom wylegującym się przy hotelowych basenikach.
Wszystko tu jest miniaturowe!Oszczędność miejsca widoczna na każdym kroku! Jedynie ceny wysokie!
Nie zdążyłam wejść do sklepików, kafejki…ależ się naoglądałam….i te cudowne zatoczki w dole z białymi statkami, żaglówkami…i woda, a tu w górze żar leje się z nieba. 
Ruszamy do Tiry, wracamy tą samą drogą, kolejny postój. To miasteczko nie wywarło już takiego wrażenia.
Tuz kolei, przybijają wodoloty i promy z Heraklionu. Następnie goście mogą wyjechać wagonikami kolejki linowej , na osiołkach lub po prostu wejść pieszo w górę. Droga przyozdobiona oślimi odchodami posypywana trocinami jakoś nie zachęca do spaceru…zmykam z punktu widokowego,wchodzę w zacienioną uliczkę i oglądam witryny. Najwięcej tu stoisk jubilerskich, a szczególną pamiątką są korale i wyroby z kamienia wulkanicznego. Rezygnuję z zakupu wina, bagatelka! 18 E butelka, w kartonie 23 E…za drogo. Kupiłam pyszne orzeszki pistacjowe obtoczone sezamem /2,5 E/ i nie ma takiej opcji, że dowiozę je do domu. Docieram do kościoła, odpoczywam, zajadam ciasto serowe i piję mrożoną kawę.Podziwiam widoki w dole i domki przyklejone do zbocza. Na zmianę przeplata się biały i ciemny pumeks oraz budyneczki w biało ?niebieskim kolorze. Pięknie!
Nic dziwnego, iż to właśnie miejsce upodobali sobie zakochani i przybywają na Santoryn, aby wziąć ślub.
Opuszczam Tirę, zjazd w dół serpentyną w pionowej ścianie i udaję się do portu, skąd wypływamy małym statkiem w rejs do kaldery. Pojawiają się niesamowite widoki, czarne jak smoła skały, wręcz błyszczące.Kaldera, czas na kąpiel i ci, którzy potrafią się utrzymać jako tako na wodzie, wskakują. To mój pierwszy kontakt z pływaniem w wulkanie! Pozostawiłam dobytek pod opieką obcych ludzi i …do wody…czuję zapach smoły, po męczącym dniu wspaniałe orzeźwienie. Tak naprawdę nie wiadomo, jaka tu jest głębokość i każdy na własną odpowiedzialność skacze i pływa….Dopływam do gorących źródeł, o brązowym zabarwieniu i oglądam pobliskie czarne skały oraz mały kościółek na czarnej wysepce.Czuję się niczym w piekle i ten aromat siarki, żelaza i smoły…Ależ romantyczna kąpiel! w wulkanie. Szkoda, że nie mam aparatu…Powrót na statek, dopiero teraz do mnie dotarło, że pozostały tłum na łodziach stoi i nam zazdrości takiej kąpieli w takim niesamowicie czarnym miejscu. Wchodzę na pokład, kilka fotek …wracamy do portu, gdzie mamy wsiąść na katamaran i wrócić do Rethymnonu. Czekamy …Z opóźnieniem wchodzimy na pokład, zajmujemy miejsca. Komunikat: wszyscy pasażerowie proszeni są o opuszczenie statku….wysiadamy. Trwa to długo, kilkaset osób przemieszcza się na pomost. Katamaran odbywa próbny rejs.Sterczymy kilka godzin w porcie, dzieci płaczą, odwiedzamy pobliskie sklepiki, nic ciekawego nie ma. Przed 21.00 wpuszczają nas na pokład, z górnego jeszcze widać zachód słońca nad kalderą. Siedzimy, nikt nie wie, kiedy wyruszymy….W końcu płyniemy. Na otarcie łez dostajemy kilka kropel kawy, a dzieci sok. Docieramy do Rethymnonu ok. 2 w nocy,jeszcze godzina do Chanii i …można zasnąć….
Czy chciałabym wrócić na Santoryn? raczej nie, uważam, że jeden dzień wystarcza, aby zobaczyć tę niewielką, jakże uroczą wysepkę, a plaż brak / podobno są tylko 3małe/….ale kto wie? Może kiedyś zapragnę obejrzeć zachody słońca lub sączyć santoryńskie wino przy basenie…
Planowałam 2 dniowy pobyt,ale w ostatniej chwili zmieniłam zamiar ze względu na panujące upały,może jesień byłaby lepszą porą na zwiedzanie skał w ekspozycji? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz